Na Jaremo!

Dawno, dawno temu, gdy Polska była czymś więcej niż tylko nic nieznaczącym punkcikiem w centrum Europy, żył sobie na dalekiej Ukrainie książę Jeremi Wiśniowiecki. Większości znany głównie z „Ogniem i Mieczem”  H. Sienkiewicza, wśród historyków wywołuje niemałe kontrowersje. Jest tak głównie dlatego, że ów książę słynął z dosyć okrutnego obchodzenia się ze swoimi przeciwnikami, szczególnie upodobując sobie nabijanie ich na pale. Mimo wizerunku okrutnika, zasłużył się on dla XVII w. Rzeczpospolitej jak mało kto. Wspomniane już pale kazał strugać głównie dla uczestników powstania Chmielnickiego, w tłumienie którego wkład wniósł dość istotny, w obronie Zbaraża przez 43 dni jako dowódca odpierał ataki 20 razy większej armii kozacko-tatarskiej, a w decydującej bitwie pod Beresteczkiem w 1651 roku u boku króla Jana Kazimierza poprowadził Polaków do zwycięstwa dowodząc oddziałami konnicy. Sukcesy księcia miały jednak istotniejsze konsekwencje. Zważywszy na sojusz kozacko-tatarski, sukces powstania oznaczałby otwarcie dla islamu drogi na zachód. Tak jak Jana III Sobieskiego 30 lat później dzięki Bitwie pod Wiedniem, tak księcia Jaremę można uznać za symbol zwycięstwa chrześcijaństwa nad islamem.

Inwazja, która wtedy przyniosła śmierć dziesiątkom tysięcy ludzi, by w końcu zakończyć się fiaskiem, udała się kilkaset lat później bez przelania ani jednej kropli krwi. Anonimowe osobniki ubierające czarne prześcieradła z niewielkim otworem na oczy to dziś nieodłączny element miejskich deptaków w krajach Europy Zachodniej. Niewielki stopień asymilacji z tamtejszym społeczeństwem, a wręcz skłonność do izolacji powodowały do tej pory ograniczenie międzykulturowych napięć do minimum, a że przybysze rozmnażali się szybciej niż ludność rodzima to i dla siewców dobrobytu dodatkowy ich napływ nie stanowił większego problemu. Był to znakomity układ w sytuacji, gdy do utrzymania socjalistycznych molochów w ruchu z roku na rok trzeba było zaprzęgać coraz więcej koni pociągowych. W ten sposób liczba przyjezdnych wyznawców Allaha w krajach takich jak Wielka Brytania czy Francja oscyluje w okolicach 10% obywateli i cały czas rośnie.

Osobiście wbrew opinii postępowców nie uważam takiego obrotu sprawy za specjalnie korzystny. Wielu ludzi, którzy z Afryki czy Bliskiego Wschodu przyjeżdżają do takiej Francji czy Danii w większości nie przyjeżdża wcale po to żeby tam pracować, a nawet jeśli pierwotny cel był właśnie taki, to czekający na nich na miejscu rodacy wybijają im to szybko z głowy polecając jako substytut socjalne zdobycze cywilizacji zachodu. I tak kobieta z Nigerii, przyzwyczajona przecież do nieporównywalnie niższej stopy życiowej, korzystając z darmowego dobrobytu, rozdawanego przez państwo dobrobytu właśnie, bez większych problemów wychowa nawet dziesięcioro dzieci. W kwestii rozrodczości więc, konkurencja między przyjezdną, a Europejką wygląda mniej więcej tak jak konkurencja między (wspomnianymi w poprzednim artykule redakcyjnego kolegi Łukasza A.) Usainem Boltem, a cierpiącym na nadwagę Johnem Smithem, tym razem jednak przy zachowaniu równości szans. Z asymilacją islamskich mas też różnie bywa. Niby chodzą do tych samych szkół co urodzeni w kraju, jeżdżą tymi samymi autobusami, kupują te same MC Zestawy i piją tą samą Colę, a jednak pewne wrażenie odmienności objawiające się np. w używaniu rodzimego języka czy obchodzeniu innych świąt pozostaje. W miastach Europy Zachodniej powstają liczne getta, do których przypadkowa wycieczka może okazać się ostatnią w naszym życiu.

W czasach, gdy na naszych oczach bankrutuje system, który ściągnął do Europy afrykańsko-arabskie tsunami może się okazać, że w sympatycznym Ahmedzie, który robił najlepszy kebab w mieście, w obliczu upadku państwa, które płaciło mu sowicie za skuteczne zapładnianie żony, obudzi się charakterystyczny dla jego religii wybuchowy temperament. Wtedy spragniony obiecanych 72 dziewic może do raju pójść na skróty i wraz z eksplozją frustracji, którą zapewne wywoła koniec socjalistycznej sielanki, eksplodować może też pełen innowierców autobus w centrum Paryża.

Mniejszość, która już powoli zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, że czas działa na jej korzyść, zacznie w końcu podnosić głowy. W obliczu otwartego konfliktu etnicznego, nawet najbardziej zagorzali piewcy rasowej tolerancji, zdając sobie sprawę ze swojej niemocy, będą musieli stanąć po którejś ze stron. Polski ten problem na razie nie dotyczy, bo odsetek imigrantów w porównaniu z krajami na zachód od Odry jest nieznaczny. Ale kiedy sprawdzi się wizja filozofa Korwin-Mikkego (Z wyrazami szacunku, pozdrawiam i dziękuję za promocję, którą Panu, jako 3CENTY zawdzięczamy) i będziemy graniczyć z kalifatem Saksonii, czy emiratem Brandenburgii, to otwarty konflikt z ekspansywnymi sąsiadami będzie tylko kwestią czasu. Obok krzyków upewniających ostatnich niedowiarków o wielkości Allaha, usłyszymy również współczesną wersję „Na Jaremo!”. Kto będzie nowym Jaremą i jaką formę dziś przybiorą osławione pale, tego nie wiem. Pewny jestem natomiast, że konflikt z islamem leży u samych podstaw naszych cywilizacji tak bardzo się przecież różniących. I jak pokojowe rozwiązanie w sytuacji dalekiego dystansu między nami byłoby możliwe, to dziś dystansu tego nie ma, a ekspansywni islamiści próbują narzucić nam swój system wartości. Konflikt jest wysoce prawdopodobny, a Europa pogromów i walk etnicznych rodem z twórczości Sapkowskiego to nie futurologiczny pesymizm tylko realna wizja świata, w którym dwie wielkie cywilizacje upchane na niewielkim terenie walczą o zachowanie swojej tożsamości.

Kto uważa, że krwawe wojny to coś, od czego nasz kontynent raz na zawsze się uwolnił niech przypomni sobie chociażby Jugosławię. Niewielkie oznaki zbliżających się napięć już widać. W Kopenhadze co jakiś czas płoną samochody, w Londynie dwa lata temu napadano na sklepy, a na ulicach na kilka dni zapanowała anarchia.

Na zakończenie polecam krótki filmik, obrazujący początek tego, przed czym starałem się przestrzec w tym artykule. Islamski „patrol” pilnuje respektowania prawa szariatu na ulicach Londynu, przy czym dla „funkcjonariuszy” nie ma znaczenia, jaką religię wyznają łamiący je akurat przechodnie.

http://www.wykop.pl/link/1380709/jak-muzulmanie-egzekwuja-prawio-szariatu-w-londynie/

Daniel W.